Powódź 2024 z perspektywy ratownika

Udostępnij:
Na pierwszym planie dwóch mężczyzn stoi tyłem. Mężczyzna z prawej strony ma jasne włosy, czerwoną koszulkę i czerwone spodnie. Na koszulce logo PCK. Nad logiem napis "Ratownik" białymi drukowanymi literami. Pod logiem napis: "Zabrze" białymi drukowanymi literami. Mężczyzna prawą ręką pokazuje coś prawą ręką w kierunku północno-wschodnim. Mężczyzna z lewej strony ma ciemne włosy, granatową koszulkę i czerwone spodnie. Na koszulce logo PCK. Nad logiem napis białymi drukowanymi literami: pomoc humanitarna. Pod logiem napis białymi drukowanymi literami: Lublin. Patrzy we wskazanym kierunku. Przed mężczyznami są drzewa, budynki i koryto, którym płynie woda. Patrzą na szkody wyrządzone przez powódź.
W niedzielę wróciłem ze Stronia Śląskiego. Woda opadła, odsłaniając niewyobrażalne zniszczenia i obraz tragedii tysięcy ludzi pozbawionych domów, dobytku i nieraz nadziei. Był czas ratowania, jest czas na dużo bardziej czasochłonny i skomplikowany okres odbudowy. Zarówno domów, jak i psychiki, bo nawet nie jestem sobie w stanie wyobrazić, co mogą przeżywać osoby doświadczone skutkami powodzi…

Pomoc w czasie powodzi

To jest też dobry czas na refleksje nt. pomagania w powodzi.

Od 16 września miałem okazję brać udział w działaniach pomocowych Polskiego Czerwonego Krzyża, które były realizowane zarówno przez Grupy Ratownictwa PCK, jak i relatywnie nowo stworzone Grupy Pomocy Humanitarnej PCK. W pewien sposób starałem się spinać te dwa obszary, koordynując działania Systemu Ratownictwa PCK i… ucząc się „w biegu” współpracy naszego pionu z Grupami Pomocy Humanitarnej PCK ( Piotr Pokorny – dzięki).

Ostatecznie (na szczęście) były to działania nie ogólnokrajowe, a o zasięgu ponad wojewódzkim – powiedzmy, że regionalnym. W końcowym rozrachunku ze strony PCK zaangażowanych bezpośrednio było 11 Grup Pomocy Humanitarnej i 7 Grup Ratownictwa PCK. Kolejna część Grup Ratownictwa PCK pozostawała w odwodzie i gotowości do wsparcia działań tych, którzy byli już na miejscu.

Istota pomocy w czasie powodzi

Tym razem istotą naszego działania był zdecydowanie bardziej obszar pomocy niż typowego ratownictwa. Zabezpieczania mieszkańców, służb budujących wały, ale też dystrybucji kanapek, a równocześnie bycie w gotowości, jakby doszło do nieoczekiwanego zdarzenia, relokacji niezbędnego sprzętu dostarczanego z magazynów interwencyjnych PCK.

W późniejszej fazie, po dotarciu do najbardziej dotkniętych powodzą terenów, czyli Stronia Śląskiego i okolic, skupiliśmy się głównie na zapanowaniu nad logistyką napływającej pomocy humanitarnej, odpowiednim zarządzaniem jej zakresem oraz dystrybucją zarówno na poziomie pośrednim z magazynów do wiosek i miejscowości, jak i bezpośrednio do osób poszkodowanych skutkami powodzi.

Dla mnie była to zdecydowana zmiana. Wymagała przedefiniowania siebie jako ratownika, co wcale nie jest takie proste i oczywiste. Na tym etapie istotne było pomaganie ludziom w formule, której wcześniej nie robiłem. Nie bezpośrednie „ratowanie” życia i zdrowia, bardziej planowanie i pomaganie w dźwignięciu się z tragedii. Zrozumienie faz napływającej pomocy i dynamicznie zmieniających się potrzeb. Nie było już łatwego „skonsumowania etosu ratownika” poprzez uratowanie kogoś i szybki zastrzyk satysfakcji. Efekt podejmowanych decyzji był widoczny po 2–3 dniach.

Na początek pewnie napiszę parę niepopularnych tez – ale mam głębokie przekonanie, że prawdziwych. Nie opartych o ten jeden kryzys, ale również o spostrzeżenia z działań na granicy z Ukrainą w pierwszych tygodniach wojny, a także z wcześniejszych powodzi w 1997 i 2010 r.

Pomoc spontaniczna

Pomoc spontaniczna, będąca efektem odruchu serca, ma sporo raf i min, na które się natykamy.

Aspekt ratowniczy

Najpierw aspekt ratowniczy. Niestety oprócz realnej pomocy pewien odsetek jednostek „ratowniczych” kultywował tzw. turystykę katastroficzną. Przyjeżdżają, żeby być, wejść do wody, zrobić sobie parę fotek. Przyjeżdżają niedysponowane, a raczej „samodysponowane”, bez oceny i potwierdzenia potrzeb. Dla mnie najgorszy obraz ratownictwa. Nastawiony egocentrycznie, bezmyślnie karmiący swoje potrzeby, a nie realizujący skoordynowane i uporządkowane działania. Typowe „turboratownictwo”, którym się zwyczajnie brzydzę. Może się to komuś nie podobać, ale to moja osobista opinia i ocena, do której mam prawo. Na szczęście to tylko niewielki odsetek, niestety często brylujący w social mediach wycinkowymi nagraniami i zdjęciami na tle tragedii. Naprawdę ciągnięcie gumowego pontonu przez pól Polski, jak już woda opadła, albo targanie psa tropiącego, kiedy nie ma zaginięć, tylko po to, żeby po prostu być, jest poniżej krytyki. I na tym koniec, bo na szczęście to marginalne, choć występujące przypadki.

Jednostki ratownicze w odwodzie

Drugi aspekt to temat dla mnie w jakiś tam sposób trudny. Mamy w PCK 18 jednostek ratowniczych. Dobrych, ogarniętych, gotowych do realizacji zadań pomocowych. W obliczu tragedii systematycznie i w sposób uporządkowany włączałem do działań kolejne – w sumie siedem. Wiem i mam świadomość, że w tych wszystkich pozostałych były ogromne pokłady energii i chęci pomocy. Wiem, jak trudno zrozumieć, że trzeba czekać, że nie jest się dysponowanym. Tym trudniej, kiedy media epatują obrazami tragedii. Dziękuję za dojrzałość większości z tych środowisk, które – mimo że w środku zapewne kipiało od chęci wyjechania – umiały uszanować ocenę na miejscu, strategię trzymania zasobów w odwodzie, nie wiedząc, w jakim kierunku i kiedy sytuacja się zmieni. Odwody i zasoby na potrzeby rotacji są niezbędne i bycie w tej grupie nie oznacza, że jest się gorszym czy niepotrzebnym.

Pomoc rzeczowa

Ostatni aspekt, który jest dla mnie tematem relatywnie nowym, to pomoc rzeczowa, czyli w ludzkim języku – „napływające dary”. Może to będzie mało popularne, kontrowersyjne i dołożę sobie wrogów, ale kupowanie i wysyłanie kilku bochenków chleba, 2 konserw, papieru toaletowego i 3 butelek wody tak naprawdę demoluje, a wręcz sabotuje prowadzenie sensownej i skutecznej pomocy humanitarnej w takim kryzysie. Ja wiem, że dla osoby, która tę pomoc wysyła lub przynosi, to odruch serca, ale pomoc musi być skoordynowana, jeśli ma być skuteczna. Przez te dni zaobserwowałem setki samochodów przyjeżdżających z drugiego krańca Polski. Wyładowanych tym, czego było JUŻ w zdecydowanym nadmiarze. Przyjeżdżających z własnej inicjatywy, w odruchu i chęci pomocy. Ludzie wydali mnóstwo pieniędzy na paliwo, zebrali trochę wszelakiego asortymentu losowo wrzuconego do samochodu, włożyli energię w zbiórkę, zakupy wg intuicji i tego co słyszeli w TV i… przyjechali. Cztery–pięć dni po tym, kiedy była informacja o wodzie i żywności. Dla osób, które później to przyjmowały, oznaczało to, że trzeba to sortować, bo dużo rzeczy jest pojedynczych, o różnej wielkości, różnych producentów. Trzeba to podzielić, rozłożyć w magazynie, później próbować agregować, łączyć, paletować, żeby nie tworzyć sterty z szamponami różnych marek. To naprawdę dużo pracy, którą moglibyśmy przeznaczyć na dystrybucję tego, co jest tu i teraz potrzebne. Naprawdę lepiej kupić zgrzewkę jednego produktu niż pojedyncze sztuki kilkunastu. Pomijam czyszczenie sobie szaf ze zbędnych, niepotrzebnych nikomu rzeczy pod szyldem pomagania, bo to temat na osobny tekst.

Trzeba mieć świadomość, że potrzeby w tego typu kryzysie bardzo szybko się zmieniają. To, że słyszymy, że nie ma prądu, nie oznacza, że za 3 dni potrzebne są świeczki – prąd wrócił w większość miejsc bardzo szybko. Brzuszek też jest w stanie zjeść policzalną ilość chleba w określonym czasie, a reszta się zwyczajnie zepsuje…

Duży może więcej

Prawda jest taka, że pieniądze w pomaganiu są bardzo ważne. Niezależnie od oceny tej czy innej organizacji po prostu duży może więcej.

  • Możemy kupić w cenach hurtowych – ty nie.
  • Możemy negocjować dodatkowo ceny – ty nie.
  • Możemy w ramach zakupu dostać darmową dostawę dokładnie tam, gdzie dany produkt jest potrzebny – ty nie.
  • Możemy dostawy rozkładać w czasie – ty nie.
  • Możemy kupić przemysłowy osuszacz o wydajności 10 razy większej niż standardowy – ty nie.
  • Mamy wiedzę, jak przebiegają fazy pomocy, więc możemy planować zakupy z wyprzedzeniem – ty nie.
  • Przykładowo wiemy, że za ok. 2 tygodnie będzie potrzebne AGD, ale dzisiaj, jak pojawi się na magazynie, to zablokuje tylko miejsce na budowlankę. My to wiemy – ty nie.

Dlatego zdecydowanie zachęcam do wpłat na zbiórki pieniężne – za te same pieniądze osoby potrzebujące dostaną dwa razy więcej, jeśli my je wydamy, a nie Ty. Powody powyżej.

A teraz trochę o ludziach

Współpraca z Polskim Czerwonym Krzyżem

Miałem okazję pracować zarówno z jednostkami, które już znam od lat, jak i nowoutworzonymi GPH PCK. Ogromny to zaszczyt i przyjemność obserwować ich w pracy. Pracy nie tak „atrakcyjnej” jak ratownik wynoszący dziecko z walącego się domu. Pracy często żmudnej, syzyfowej wręcz. Pracy, która się nie kończy. Sortowaniu, porządkowaniu, wydawaniu, przenoszeniu z jednego magazynu do drugiego. Ale jest w tym coś więcej – ogromny potencjał usprawnienia pomocy humanitarnej. Ponieważ wcześniej się tym nie zajmowałem, nie sądziłem, że dobre zaplanowanie dostaw, ich logistyka, a na końcu dystrybucja to tak duże wyzwanie, ale też tak skuteczne narzędzie w szybkiej pomocy… Ogromy potencjał do rozwoju naszego Stowarzyszenia, a mamy już do tego naprawdę mocne podstawy w postaci Grup Pomocy Humanitarnej. Szczególnie jeśli dostawy są z absolutnie każdego kierunku w kraju. Różnego asortymentu, różnej kubatury. A dojazd do epicentrum tragedii naprawdę utrudniony. Wpuszczenie tam TIRA to przepis na katastrofę. 

Współpraca z Państwową Strażą Pożarną

Miałem okazję brać udział w codziennych sztabach kryzysowych prowadzonych przez PSP. Niezwykła nauka tego, jak profesjonalnie można zarządzać zasobami, jak się komunikować, wymagać, egzekwować, a równocześnie słuchać i być otwartym na sugestie. Zarządzanie kryzysowe to nie tylko zarządzanie w kryzysie, ale również, a może przede wszystkim zarządzanie kryzysem. Nie da się w jeden dzień czy tydzień przywrócić normalności w mieście zmiecionym przez wodę. Równocześnie występuje wiele kryzysów na wielu płaszczyznach. I każdy „właściciel” kryzysu jest przekonany, że jego kryzys jest najważniejszy. Tymi kryzysami trzeba zarządzać, bo one będą trwały. Jedne dłużej, inne krócej. Trzeba mieć jasno określone priorytety i się ich trzymać. Nawet jeśli dla jakiejś osoby jej kryzys jest najważniejszy, nie musi być on istotny na tu i teraz. Jeśli ustalimy, że 10 rzeczy jest najważniejsze, to na koniec i tak tylko jedna z nich będzie pierwsza, a któraś będzie dziesiątą którą się zajmiemy… Nie może wszystko być najważniejsze.

Miałem możliwość zobaczyć z bliska i pewnym horyzoncie czasowym, jak działa Państwowa Straż Pożarna na kilku szczeblach dowodzenia, w tym również na tych wysokich – pełen szacunek i profeska. Ogromne wrażenie zrobiły też na mnie Wojska Obrony Terytorialnej – zasoby, możliwości, determinacja i profesjonalizm nastawiony na efektywność, a nie efektowność.

Efektywna pomoc – wnioski

Z perspektywy naszego Stowarzyszenia widzę, jak dużą pracę wykonaliśmy w ostatnich dwóch latach realizacji pomocy humanitarnej związanej z wojną w Ukrainie. To dało nam narzędzia do szybkiej i sprawnej reakcji na poziomie centralnym, a co za tym idzie – lepszej i efektywniejszej pracy operacyjnej bezpośrednio na terenach dotkniętych powodzią.

Owszem, duże organizacje mają swoją bezwładność. To jak porównanie okrętu z małą łódką. Mała łódka jest może szybka i zwinna, ale w ostatecznym rozrachunku to duży statek dopłynie dużo dalej, a efekt jego oddziaływania będzie przytłaczająco większy. Może i dla pojedynczego ratownika płynięcie małą, szybką łódką daje więcej adrenaliny, ale… pytanie czy adrenalina jest ważniejsza, czy efekty tego, co robimy…

Owszem, można chwycić za łopatę i zacząć przerzucać ziemię, ale zdecydowanie efektywniejsze jest zorganizowanie koparki, bo – mimo że dojedzie godzinę później – zrobi w kolejną godzinę wielokrotnie więcej.

Chyba jestem w punkcie, w którym wolę ten duży statek, szczególnie jeśli mam jakiś wpływ na obrany kierunek…

Podziękowania

I na koniec to co dla mnie zawsze najważniejsze.

Żadna z rzeczy, które robiliśmy, nie udałaby się bez ludzi, którzy byli obok. Zarówno tych, z którymi razem pracowałem, wymieniając się na bieżąco spostrzeżeniami i pomysłami, czyli Piotr Pokorny, Michał Jarco, Igor, Łukasz, jak i tymi dziesiątkami ratowników i specjalistów od pomocy humanitarnej z GPH i GR PCK. Oczywiście, że my jesteśmy gdzieś na tym „efektowym” końcu, ale żeby to wszystko zagrało i się spełniło, niezbędne było wsparcie organizacyjne i logistyczne pracowników PCK zarówno z „centrali” (Michał P. – pozdrowienia), jak i poszczególnych województw, z którymi widzieliśmy się na odprawach co najmniej raz dziennie.

No i oczywiście kolegów i przyjaciół, z którymi przecinają się moje drogi ratownicze od lat, a których spotkałem działających w różnych formacjach na miejscu. Tutaj przede wszystkim jak zawsze niezawodny Paweł Kaliński oraz jak zawsze znajdujący niekonwencjonalne rozwiązania dla skomplikowanych problemów Albert Kościński. Mógłbym wymieniać długo, a i tak bym zapewne o kimś istotnym zapomniał, więc na tym zakończę.

Jeszcze raz dziękuję absolutnie wszystkim, których napotkałem w ostatnich dwóch tygodniach na swojej drodze. Dzięki Wam czuję, że mogę stać się lepszym w tym, co robię!

Dziękuję też za wyrozumiałość moim współpracownikom i przełożonym w pracy 😉

Polski Czerwony Krzyż

Marcin Kowalski – Szef Krajowego Zespołu Koordynacyjnego ds. Ratownictwa PCK

POWÓDŹ 2024 – Jak pomagać dobrze… | LinkedIn

Najnowsze newsy

8 października, 2024
Dzisiaj trochę o rezyliencji (elastyczności / odporności) społecznej na przykładzie działań realizowanych przez mieszkańców osiedla Kozanów, gdzie miałem okazję być jednym z wielu wolontariuszy.
Ósmego sierpnia nasz ekspert ds. bezpieczeństwa Sergiusz Parszowski był gościem w programie „Dobrego dnia" w TVP3 Kielce.
16 lipca ekspert Obserwatorium Bezpieczeństwa Sergiusz Parszowski wystąpił w Podcaście Punk12 nadawanym przez platformę W Kielcach.